Newsletter Kawasaki

Newsletter Kawasaki

14 Grudzień 2020 Sześciu na szóstkę - część I - Kenan Sofuoglu

Aby uczcić 25-lecie modelu Ninja ZX-6R, zadaliśmy sześciu kierowcom, którzy odegrali ważną rolę w historii ZX-6R, sześć pytań dotyczących ich związków z tym modelem Kawasaki. Sześć dni, sześć osób, sześć pytań. Świętujmy 25 lat sukcesów na torze kultowego modelu Ninja ZX-6R!

 

Zawsze wyróżniałeś się jako jeden z najbardziej zdeterminowanych motocyklistów. Już na starcie niemal zawsze wręcz onieśmielałeś innych zawodników. Skąd wzięła się twoja bezkompromisowa postawa?


Osiągnięcie światowego poziomu było dla mnie niezwykle trudne. Jestem jedynym Turkiem, któremu się to udało. Od zawsze bałem się stracić to co osiągnąłem, miejsce w którym byłem. Nieraz przeżywałem ciężkie chwile, musiałem walczyć o swoje, ale zawsze z tych walk wychodziłem zwycięsko. Jeżdżąc w Niemczech musiałem pokonać wielu młodych, utalentowanych niemieckich jeźdźców, aby zdobyć pracę, którą przez lata wykonywałem. Do europejskiego poziomu doszedłem praktycznie sam, bez żadnego wsparcia i sponsorów. Udało mi się to dlatego, że nie umiem zaakceptować porażek, nie umiem przegrywać. Oczywiście nie można  wygrywać przez cały czas, ale po przegranej wiem, że byłbym na siebie straszliwie zły, nie wybaczyłbym sobie porażki. Ten strach przed przegraną uczynił ze mnie agresywnego kierowcę, który cały czas jest czujny, a nerwy ma zawsze napięte do granic możliwości. Myślę, że to uczyniło mnie tym, kim jestem.


Ty i Ninja ZX-6R wydawaliście się bardzo dobrze dobraną i zgraną parą. Jaki jest twój wkład w rozwój tego i innych modeli Kawasaki? Ile porad udzieliłeś fabryce KHI w zakresie opracowywania nowych modeli?


Dosiadłem model Kawasaki w 2012 roku. Myślę, że do tego czasu kierowcy nigdy nie pracowali aż tak bardzo nad ustawieniami motocykla. Dużo pracowaliśmy z motocyklem, na motocyklu. Oczywiście, aby to wszystko miało sens, musisz polubić motocykl, nad którym pracujesz. Wiele osób uważało, że 600-tka Kawasaki była trudnym modelem i moje pierwsze odczucie było podobne. Ale wiedziałem, że dla mnie jest to życiowa okazja, życiowa szansa, którą muszę wykorzystać. Motocykl polubiłem praktycznie z dnia na dzień i wierzę, że w 2013 roku wynieśliśmy go na inny poziom, a w 2015 z Puccetti wykonaliśmy niesamowitą pracę. Powodem, dla którego wygrałem tak wiele wyścigów z Kawasaki, jest to, że kochałem ten model najbardziej na świecie. Jeżeli to zależałoby ode mnie, jeździłbym nim do dziś.


W niektórych ważnych dla ciebie wyścigach uczestniczyłeś mimo kontuzji, czasem poważnych, które mogłyby powstrzymać innych zawodników. Jak to jest, że mimo bólu, wręcz cierpienia, podejmowałeś decyzję o walce w wyścigu?


Może to dlatego, że tak bardzo kochałem swoją pracę, może bardziej niż inni ludzie. Nadal, trzy lata po przejściu na emeryturę, nadal bardzo to kocham. Chciałbym wrócić na motocykl, ale obiecałem mojemu Prezydentowi, że nie będę się ścigać, ale nadal o tym myślę… Dlaczego nie, może za kilka lat, jeśli wciąż będę w dobrej formie? W tej chwili czuję, że mógłbym przejechać bez problemu jeszcze jeden pełny sezon. Cały czas jeżdżę na torze, trenując z młodymi tureckimi jeźdźcami i - co dla mnie jest wręcz niewytłumaczalne - na tych treningach jestem szybszy niż kiedykolwiek! Myślę, że praca z młodymi motocyklistami daje mi motywację do bycia szybszym.


Mając na koncie tyle zwycięstw i zdobytych mistrzostw, czy możesz nam powiedzieć, która wygrana sprawiła ci największą radość i dlaczego jest ona dla ciebie tak wyjątkowa?


To było w Turcji, w Stambule, kiedy wygrałem na Kawasaki. Myślę, że nie byłem wtedy jeszcze na takim poziomie, aby pokonać Sama Lowesa. W tamtym momencie był on niezwykle szybki, a jego motocykl i opony spisywały się perfekcyjnie na torze w Stambule. W wyścigu odjechał mi wtedy o dwie sekundy i utrzymywał przewagę. To wcale mnie nie zniechęciło. Poczułem, że może to będzie jedyny raz w mojej karierze, kiedy ścigamy się w moim kraju i cała moja rodzina i przyjaciele mogą to zobaczyć. Przecież oni byli tam wszyscy, na miejscu i może nigdy nie będą mieli już szansy, żeby mnie znów oglądać na żywo. Skupiłem się w pełni na celu. Nie poddałem się. Dogoniłem go na ostatnich trzech okrążeniach, a potem podjąłem z nim zawziętą walkę. Myślę, że tamten dzień był dziwny. Czułem, że nie jestem wystarczająco silny, żeby go wtedy pokonać, ale… zrobiłem to. Zdecydowanie moim najbardziej wyjątkowym sezonem był sezon 2015.


Można powiedzieć, że zespół Puccetti odegrał bardzo ważną rolę w historii Kenana Sofuoglu - powiedz, dlaczego ta współpraca, kierowca - zespół, była tak wyjątkowa?


Team Puccetti jest jak mała, zgrana drużyna. Zanim do nich trafiłem miałem bardzo zły sezon, więc kiedy przybyłem do drużyny Puccetti, zobaczyłem w nich ludzi głodnych wygranej, zgarnięcia mistrzostwa. Mieli bardzo dużo doświadczenia w wyścigach, ale żadnego tytułu mistrza świata, więc to byli ludzie, których potrzebowałem. Dali mi pełne wsparcie, pełną motywację do zdobycia mistrzostwa, nie patrząc w ogóle na finansową opłacalność tego przedsięwzięcia. Wydali wszystkie pieniądze, abyśmy mieli to, co najlepsze. Team Puccetti był dla mnie jak słońce po kilku pochmurnych dniach...


W Turcji jesteś jedną z najbardziej znanych osobistości świata sportu współczesnej historii tego kraju. Jak radzisz sobie ze sławą?


Tak, stałem się sławny. Zawsze twierdziłem, że sporty motorowe to wielki sport w Turcji, która jest dużym krajem liczącym przecież 80 milionów ludzi i posiadającym wciąż nabierającą tempa gospodarkę. Jeśli jesteś osobą, która w Turcji zaczyna obracać się w klimatach sportów motorowych, musisz mnie znać. Dużo też udzielałem się charytatywnie. Pieniądze zarobione przeze mnie w wyścigach pomogły wielu ludziom i to nie tylko w Turcji, ale także w Afryce i innych krajach. To czyni mnie „bohaterem” w moim kraju, osobą znaną każdemu. Ale pamiętam skąd pochodzę oraz to, że niczego nie kochałem bardziej niż swoją pracę. Nie pieniądze, nie bycie sławnym, nie zarabianie milionów. Najbardziej lubię ścigać się i jeździć na motocyklu. Myślę, że ludzie bardzo szanują takie podejście. Wszędzie w mediach było pełno newsów o mnie, dużo firm podjęło ze mną współpracę marketingową i to również przyczyniło się do mojej rozpoznawalności. Szczerze mówiąc nie jest to łatwe, ponieważ nadal mieszkam w tym samym mieście, w którym się urodziłem i dorastałem. Tak naprawdę, to bycie tak znanym jest czasem wręcz niepokojące, ale już do tego przywykłem. Teraz udzielam się politycznie, a to jest jeszcze trudniejsze!