Pierwsze wrażenie jest bardzo dziwne „bogaty – minimalizm”. Patrząc na żywo widzimy kwintesencję motocykla bez udziwnień. To co jest niezbędne do jazdy w kosmos jest masywne i wygląda drogo. Reszty po prostu nie ma. Nie ma zegarów, nie ma lamp, nie ma siedzenia pasażera. Nie widać podnóżków pasażera. W oczy rzucają się tylko elementy, które są nieodzowne i „przenoszą siły”. Mięsiste tłumiki, opony, zaciski hamulcowe, bak, za który trzymają się uda kierowcy, odpowiednio wyprofilowane siedzenie kierowcy. Widać też piękne, cztery ledowe lampy gdy sprzęt jest obudzony do życia. Wszystko to wydaje się wręcz przerysowane i to na bogato - tak - aby kierowca był pewien, że podwozie na pewno wytrzymałoby dwukrotnie mocniejszy motor w ramie. Posiadacz takiego motocykla patrząc na mocarność podstawowych elementów podświadomie wierzy, że stając na dowolnym końcu motocykla nic się nie złamie (łącznie z lusterkami wstecznymi, które wyglądają jak gdyby byłyby wzięte od firmy tungowej). Motocykl wygląda jak lekko przypakowany kot czający się do ataku. Całość takiego efektu daje nisko zwieszona lampa, która przydaje się nie tylko do tego - aby widzieć dynamikę motocykla stojącego na postoju ale o tym później.
Odpalamy. Cztery rurki jak to u Kawasaki jest słychać. Tak trzymać ! Komuś nie pasuje to niech wkłada stopery ;) Oczywiście motocykl trzyma normy więc policja może nam…. Wielkie brawa dla techników od dźwięku. Na pewno przy tym pracowali. Pracowali też przy dolocie o czym troszkę później. Sprzęt szybko się rozgrzewa i stabilizuje obroty sygnalizując to niższym, basowym wyciem a raczej lekkim gankiem. Typowym dla czterocylindrowych Kawasaki. 40 lat dziedzictwa zobowiązuje. Pewne nuty dźwięku są od lat te same; ja słyszałem je kiedyś KZ400. Tak trzymać !
Jazda; odgłos tłumika się wzmaga – nie słychać żadnych mechanicznych dźwięków – palce lizać ! Wrażenie dosiadania jakiegoś monolitycznego urządzenia staje się bardzo natarczywe. Na bardzo kiepskim bruku nic nie brzęczy i nie stuka a motocykl prowadzi się bardzo pewnie. Oczywiście to nie bruk jest przeznaczeniem takie motocykla ;) Na asfalcie kierujemy motocykl udami i przeciwskrętem. Kierowca jest w stanie zapomnieć, że siedzi na czymś co jedzie. Wszystko na drodze staje się takie nierealne, wolne i nieporadne. Wrzucam wszystkie biegi od razu i pyrkam sobie 30 km/h na szóstym biegu. Odgłos pracy w terenie zabudowanym jeszcze się wzmaga; muzyka dla uszów kierowcy i przechodniów. Dodaję gazu bez redukowania i Kawasaki Z1000 posłusznie przyśpiesza. To lubimy ! Co za elastyczność silnika. Pierwszego dnia testów zrobiliśmy 220 km tak dla oswojenia się z motocyklem. W zakrętach utrzymywać można stałą prędkość jazdy (tak aby nie szarpać gazem na mokrej powierzchni) za pomocą jednego palca na zasadniczym hamulcu. Niby klasa królewska a w zakręcie prowadzi się zwinnie jak młode źrebię, które jest w stanie zmieniać kierunki w ostatniej chwili i w każdym momencie. Bardzo zwinny motocykl bez luzów w układzie napędowym i z miękką reakcją na gaz wydaje się być sześćsetką na sterydach. W zakrętach motocykl posiada niebywały zapas przyczepności, do którego nie mogłem się nawet zbliżyć. Następnego dnia było 130 km do przejechania. W tym 100 km samodzielnego wściekania się. Tu dopiero wyszło szydło z worka. Krótko zestopniowana skrzynia i bardzo gęsto to jest to czego się wymaga od tego typu motocykli. Wystarczy około 2 km prostej aby jadąc 100 km/h bez strachu i bez zagrożenia odciąć zapłon na szóstym biegu jadąc licznikowe 245. Przy okazji znów piękny pomruk dolotu potraktowanego szóstką i odkręceniem manetki do końca a na końcu donośne i piękne du, du, du odcinanego zapłonu oraz błysk czerwonego pola. Plan wykonany, koniec. Motocykl nie prowokuje do czekania nie wiadomo na co. Dane mi było przetestować naszego bohatera w najbardziej typowych według mnie warunkach. Te typowe warunki to rysowanie asfaltu i jazda na jednym kole. Kawasaki spisało się na medal i dało możliwość przetestowania czy aby na pewno to jest uliczny seryjny wojownik. Ano jest. Lampa jest gdzieś nisko, że motocykl stając na koło prowokuje do postawienia motocykla do pionu. Oczywiście tego nie robiłem tego ponieważ nie jestem stunterem (ale tacy na pewno się znajdą). Jeśli ja mogłem „parę” metrów jechać na kole to inni na pewno sobie poradzą ☺. To nie wszystko Kawasaki „zarządziło” konkurs palenia gumy. Za bardzo się wczułem ponieważ narysowałem mini – rondo i 100 metrową krechę jadąc na baku…. To chyba była już lekka przesada (wyrazy twarzy Team Greenu) i musiałem sobie odjechać w pokoju do hotelu. Nie wiem więc kto wygrał zarządzony konkurs – zaraz – co ja gadam – konkurs wygrał Kawasaki Z1000 2014 ☺
Tekst: Krystian Gass / zdjęcia: Krystian Gass, Kawasaki Motors Europe